piątek, 30 października 2015

Kontynuacja i piąty :)

Moi drodzy!
Hihihi
Zamierzam sama już, bo sama kontynuować tego bloga.
:) Wpadło mi kilka pomysłów a jak nie to na spontana.
Hehe. Nie no. Oczywiście jaja sobie robię...
Zapraszam na rozdział SZÓSTY!!!

 ***

Rozdział szósty: Nowe okoliczności

James uderzył pięścią w stół.
- Nie dość, że łowcy, to jeszcze on się w to wmieszał!
Bradley i Malia stali z boku czekając aż gniew starego wampira się wyładuje. Był najstarszy z nich, a co za tym szło najbardziej doświadczony. Tylko on z nich wszystkich miał doświadczenie z łowcami. Tylko on wiedział jak trzeba się przed nimi bronić.
- To nie trudne! - warknął a oni drgnęli. - Jeśli wiecie co nas zabija, to wiadomo, że oni to będą mieli.
Bradley rozłożył ręce.
- Ale... jakieś techniki walki? Przecież oni muszą wiedzieć, znać nas i uderzać w nasze słabe strony...
- Tak, tak. - przerwał mu James. - Oczywiście. Tylko to nie jest takie łatwe, jakim ci się wydaje.
Malia zmarszczyła brwi. To co mieli zrobić w takiej sytuacji? A co z Derekiem? Czuła strach. Strach o niego. W końcu łowcy, to łowcy. Łowią każdego potwora w tym i wilkołaki. Nagle wpadła na pewien pomysł.
- A gdybyśmy połaczyli siły z samotnym wilkiem w naszym pałacu? - zapytała.
Dało by jej to szansę na spotykanie się z nim bez kłamstw i wymówek a po za tym James dostałby to, czego chciał. Czyli pałac, terytorium a Derek poniekąd mógłby się zgodzić na zwierzchnictwo Jamesa...
- Nie ma mowy. - James założył ręce na piersi i spojrzał na nią lodowato. - Wykluczone.
- Ale dlaczego? - zaprotestowała. - Dodatkowy sojusznik i większa siła przeciw łowcom.
- Powiedziałem, że to tak nie działa! - ryknął a jego oczy zapłonęły czerwienią.
Niedobrze. Oznaczało, że był głodny. A stary wampir, który jest głody równa się rozdrażniony i nieprzewidywalny.
Podeszła do lodówki i wyciągnęła syntetyczną krew. Rzuciła mu ją.
- Wiesz co? Zjedz może najpierw, a później pomyśl nad tym co powiedziałam, ponieważ jak się jest głodnym, to się źle myśli.
Spiorunował ją wzrokiem. Był zły, ale najwyraźniej Malia miała rację. Odrzuciła włosy na plecy.
- Ma rację. - przytaknął Bradley. - My wyjdziemy na zewnątrz.
Nie powiedział nic tylko wtopił się kłami w torebkę. Bradley i Malia wyszli na pole. Noc była zimna, ale oni tego nie odczuwali. Jej brat wsunął dłonie do kieszeni. Typowo ludzki odruch nabyty podczas tych wielu lat gdy żyli wśród ludzi. Wiele czasu spędzili wśród śmiertelników. Trzymali się kiedyś razem jako jedna wielka rodzina i były ich setki w Anglii, w Londynie. Kilkaset lat temu coś się zmieniło. On i jej brat byli zbyt młodzi by  to pamiętać ani tym bardziej być wtedy tego świadkami. James nigdy nie opowiadał o tym bardziej szczegółowo niż musiał, ale jedno było pewne. Takiego wampira jak on musiało zmusić coś wielkiego by odłączył się od społeczności w Londynie i wyjechać do Australii. Podobno kiedyś nie był sam... ale tego też im jeszcze nie wyjaśnił.
Po chwili dopiero odgadła, że brat Bradley obserwuje ją uważnie. Poruszył się lekko.
- Za tą prośbą... - zaczął. - Nie stoi tylko nasze bezpieczeństwo, prawda? Chodzi jeszcze o tego wilka.
Przełknęła ślinę.
- Nie.
- Nie kłam. Jestem twoim bratem i chcąc nie chcąc znam cię najlepiej. James nie zna cię na tyle długo aby wyczuć ten minimalny zapach wilczego futra. Kochałaś się z nim a do tego piłaś jego krew.
Spojrzała na niego krótko, przelotnie po czym usiadła na najniższym stopniu. Jej długie włosy spływały po plecach.
- Tak. - westchnęła w końcu. - Zauroczył mnie. - wyznała.
Bradley patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Wilkołak?!? Czyś ty zwariowała?! Przecież to...
- Doskonale wiem kim on jest! - krzyknęła, zrywając się na nogi. - Nie musisz mi tego mówić!
- To dlaczego to robisz?!
- Bo go kocham! - wrzasnęła w odpowiedzi.
Po tej ostrej wymianie zdań Malia czuła, że eksploduje.
- Idę. - rzuciła chłodno. - Jak chcesz powiedz Jamesowi. Nic mnie to nie obchodzi.
Odwróciła się na pięcie i weszła do lasu.

Derek zamyślony gładził brodę, myśląc o niedawnym spotkaniu z łowcami. Z pewnością nie przybyli tu specjalnie dla niego. Przyczyną były wampiry... Malia. Poczuł smutek na jej myśl. Musiał jej kłamać. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jej nie kocha. Jego serce było przy Hannah. Przez ostatnie kilka dni czuł pustkę. Dziś znowu była, ale wstydził się tego jak ją potraktował. Zamierzał ją odszukać i przeprosić, ale natknął się na łowców. A co do Malii... lubił ją i to bardzo, ale nie była wilkiem i nie zapewni mu potomstwa, którego potrzebował. Jego alfa odszedł wraz z stadem. Gdyby w innej watasze odłączył się od stada zostałby automatycznie zbity. To stado było inne. Dlatego było ich czterech. Dlatego byli sami. Co prawda mógł wrócić do bardziej cywilizowanej części Melbourne i tam zostać alfą, utworzyć własne stado albo ubiegać o przyjęcie do innego, ale czuł, że nie tego chciał. Nie tego pragnął. Miał opcję zaakceptować po prostu życie wśród ludzi, ale czuł się na tyle wilkiem, że wiedział iż jego natura by tego nie zaakceptowała. 
Rozciągnął się i obrzucił leniwym wzrokiem noc na oknem. Może czas aby się ruszyć na polowanie. Nie tknął mięsa w lodówce. Docenił troskę watahy, ale wolał samodzielnie polować. Wstał z kanapy i zmienił się w wilka.

Rada ZR, postanowiła z dniem dzisiejszym:
a) podjąć odpowiednie kroki wobec nadchodzącego zagrożenia,
b) połączyć siły z innymi rasami ( w tym i ludźmi itd),
c) przyjąć dawnym wyrzutków społeczeństwa, 
d) działać wspólnie jako jedna siła, wspierać się...
itd., itp.

James!
Pomyślałem, że zacznę od tego. Taki jest nasz plan pracy.
Wiesz jakie zagrożenie nadchodzi, prawda? A może jeszcze nie wiesz?
Życie z dala od naszego społeczeństwa ma swoje minusy...
W każdym razie chcemy abyś powrócił do nas. To jest nasza inicjatywa.
Pierwszy krok ku zgodzie.
"Ku połączeniu wszystkich a wszyscy ku połączeniu jednostki." 
Otóż to, przyjacielu. Czekam na twoją odpowiedź

 Główny sekretarz i minister zagrożenia zewnętrznego
Alias von Bilitcher
&ðŋµ 

środa, 16 września 2015

Ogłoszenie

Witajcie kochani!
Cienkie to powitanie, więc siemaneczko! :D Chciałam wrócić do bloga i go trochę poprawić. Mówię
JA chcę, ponieważ niestety koleżanka już się wymknęła z interesu... nie szkodzi. Heheszki. Może jeszcze ją przekupię cukierkami albo coś... Przypał. :D
Zamierzam, więc kontynuować bloga, lub zacząć go od nowa... Nie wiem.
Zobaczymy co z tego wyjdzie i jak moja wena na to zareaguje. Zgodnie z tym co napisałam wcześniej, uroczyście info daję, że się nie poddaję.
Powracam. Sama choć może...
PRZYPAŁ!!!

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Ogłoszenie

Wybaczcie blog z różnych przyczyn zostaje zawieszony.
Poinformujemy gdy pojawi się post. 
Do zobaczenia. 
Autorki 

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rodział czwarty: Goście

Derek ocknął się w kałuży swojej własnej krwi.
Leżał obok kanapy. Najwyraźniej był ranek. Nic nie pamiętał. Dotknął szyji i syknął z bólu.
Miał tam dwie małe ranki. Wstał powoli. Zrozumiał, że został ugryziony przez wampira.

Malia opierała się plecami o drzewo. Narazie wygrała krótki pojedynek z kitsune. Przez niego ugryzła Dereka. Była przerażona. Musiała mu o tym powiedzieć. Oddychała ciężko. Miała nadzieję, że go nie przemieniła.

Hannah w głębi nienawidziła Dereka. To było dziwne. Kochała go i jednocześnie go nienawidziła. Zawsze czuła kiedy jest z nim coś nie tak. Teraz też czuła.

Derek dygotał. Nie przemieniał się. Było co prawda blisko, ale...jeszcze nie. Nie było to zwyczajne ugryzienie. Ten wampir musiał być potężny. Było mu potwornie zimno.
-Ma...lia.-wychrypiał.
Ktoś stanął w drzwiach.

Hannah dotarła do ich domu. Stanęła w progu i zobaczyła osuwającgo się na podłogę Dereka.
Podbiegła do niego. Odchyliła jego głowę. Miał na szyji dwie kute ranki. Wampirzyca.
-Malia!-wrzasnęła wściekła.
Sama Malia stała za Hannah.
Hannah odwróciła się do niej.
-Coś ty mu zrobiła ?! -jej oczy płonęły chęcią mordu.
-To nie ja - szepnęła Malia.
-A kto?!-wysyczała-któryś z bogów?!
-Nie żartuj sobie ze mnie!
Malia zaczęła się denerwować.
-Spędziliśmy jedną noc!
-Ach tak!?Jedną?!
-Tak!Jedną!
-Wy!
-My! A ty jesteś zazdrosna!-rykneła Malia.
Krew zaszumiała Hannah w głowie. Zaraz dojdzie do przemiany.
-Nie jestem zazdrosna lafiryndo! Próbuję go chronić przed tobą !-wyryczała Hannah.
Była cała czerwona z wściekłości. Malia spięła się. Nie wiadomo do czego by doszło gdyby nie Derek który stanął pomiędzy nimi.
-Dość !-warknął-Hannah!Wynoś się  stąd!
-Że...że co?!-sykneła-Bronisz jej?!Jej!? Wampirzycy która wyssała z ciebie krew?!
Derek potarł szyję.
-Nie była sobą.-mruknął ponuro-Nie chcę cię tu widzieć, Hannah.Od teraz to moje,moje terytorium.
Hannah stała teraz jako wilk. Malia przesunęła się. Wilczyca wyskoczyła przez otwarte drzwi.
Derek usiadł na kanapie. Malia usłyszała wycie wilka. Drgnęła.
-Ja...ja przepraszam-Malia przerwała ciszę.
-Ja cię rozumiem , byłaś za blisko mnie.
-To nie tak.
-A jak?! mam na szyji dwie ranki !
Malia usiadła na fotelu.
-Przepraszam-powiedział odwracając wzrok na stolik.
-Derek wszystko okej ?
-Tak.
Malia usiadła obok niego . Położyła ręce na jego nodze.
Derek pocałował ją w czoło.
Zawsze razem-pomyślał.
-Zawsze-Malia powtórzyła.
Jeden całus w czoło, Derek zaczął całować Malię. Ściągnął bluzę.
Ona nagle odsunęła się.
-Derek. Czekaj.
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Dlaczego? co się stało?
-Co jeśli cię ponownie ugryzę?
Odgarnął włosy z jej czoła.
-To nic.-stwierdził i pocałował ją ponownie.
Malia pokazała kły. Derek odsunął się.
-Spokojnie-Derek uspokajał Malię.
Malia schowała kły z trudem.
Zadzwonił telefon.
-Malia do domu.
-Po co?
-Zbliżają się
-Kto?-Malia zdziwiła się.
-Kate i Gate-James nie żartował.
-Zaraz będę-rozłączyła się.

Kobieta i mężczyzna okryci kapturem szli od miasta w stronę lasu. W rękach trzymali strzelby naładowane srebrnymi kulami. Pas który mieli był załadowany sebrnymi ostrzami. Zbliżał się wieczór. Spodziewali się wampirów.
-Gate-warkneła kobieta-Gdy wyjdziemy na pola bądź uważny. Musimy wyniszczyć te potwory.
Nagle usłyszeli trzask. Oboje podskoczyli..
-Co to było?-spytał Gate
-Cicho!-warkneła Kate.
Widzieli już łąki. Nagle Gate wrzasnął i wylądował na ziemi.
Kate uniosła strzelbę.
-No chodź!-ryknęła-chodź wampirze!
Gate poderwał się. Warknięcie. Coś warknęło. Znowu wylądował na ziemi. Niedaleko usłyszał wrzask Kate.
-Gateee! Ratuunku! Aaa!!!
Poderwał się znowu i wypadł na polanę.
Pognał za wrzaskiem i zatrzymał się przed domem. Na trawie przed domem stał ogromny wilk. Kate przerażona trzymała zakrwawioną nogę. Wilk pochylił łeb i przemówił:
-To moje terytorium.
-Wilk...wilk...wilkołak!-wyjęczała Kate.
-Odejdźcie! Puszczam was wolno ! Zaznajcie mojej łaski.
Wilk na ich oczach wszedł przez drzwi. Z trzaskiem się zamknęły.
-Nawet nie zapytał. Mógł nas zabić.-mruknęła Kate-Wykorzystamy go wiem, że wampiry gdzieś tu są.
Z trudem dźwignęła się na nogi.
-Chodź rozpoczynamy polowanie.

Rozdział trzeci: Początek kłopotów

Derek westchnął. Czuł, że pełnia jest blisko. Postanowił, że już tu zostanie. Ta dziewczyna go zafascynowała. Jakaś niejasna myśl go dręczyła. Umykała mu. W końcu usiadł opierając się o drzewo.

Malia weszła do salonu. Na czerwonej sofie siedział James a obok Bradley.Spali. Na stoliku stały dwie butelki whisky.Westchneła.Cicho jak duch przemkneła obok nich i weszła do pokoju obok. Usiadła przy biurku. Wzieła księgę oprawioną w czarną skórkę.
Była to księga jej matki. Dała jej ją tuż przed śmiercią mówiąc "Używaj jej tylko wtedy kiedy jej potrzebujesz."
-Tak, teraz jest ten moment - westchneła otwierając księgę.
Wzięła srebrny nóż. Rozcieła sobie ręke.
Lecąca krew wylała do kałamarza. Później pozwoliła ranie się sklepić. Napisała krwistymi literami:
To ja Malia. Malia Gaarder. Ze mną James i Bradley Gaarderowie. Najpotężniejsze wampiry.
Chcę ich powstrzymać przed zabiciem wilkołaków.
Wiem, że mają takie zamiary.
Po chwili również krwistymi literami zostało napisane:
To Ja. Kitsune. Ze mną nikt.
Spróbuję ci pomóc , ale sam nie dam rady.
Malia jęknęła. Oznaczało to: " Zaangażuj się, zapłać cenę."
Co chcesz?-napisała.
Narazie nic.-odpisał-Cenę ustalimy później.
Malia westchnęła i zamkneła księgę. Zbliżała się północ.Wstała.Miała nadzieję, że będzie działać.

Derek słyszał jak Hannah i Darlley się zbliżają.
Czuł dziwne napięcie.
-Musimy mu to powiedzieć.-Hannah ugryzła się w język.
Darlley westchnął.
-On się przywiązał do tego miejsca.Zostanie.A wtedy jest narażony jest na wampiry.
-Ja z nim pogadam.-obiecała Hannah.-ty tu zostań.
Podeszła do Dereka. Usłyszał ją.
-Derek-powiedziała cicho-my...my...wyjeżdżamy.
Drek odwrócił się, jego czarne oczy zabłysnęły. Księżyc zabłysł. Hannah cofnęła się. Przed nią stał Derek w wilczej postaci.
-Ja się nigdzie nie wybieram-przemówił.
Hannah z trudem wydobyła z siebie słowa:
-Derek! Ale...dlaczego?!Nie rozumiem!
-Ponieważ do tego miejsca jestem przywiązany.Udowadniacie, że jesteście tchórzami wyjeżdżając.Idzcie.
Oczy Hannah błysneły.
-Dobrze. Nie licz, że się pojawimy , Dereku Aida.
Hannah zniknęła w ciemnym lesie.Derek w postaci wilka położył się pod drzewem. Zasnął. Teraz był otoczony samotnością,nikt go nie wspierał.
Teraz stał. Gdzieś. Patrzył na Malię która krzywiła się z bólu. Stała pochylona nad księgą która leżała na drewnianym biurku.
Derek stał dalej, wpatrywał się w nią, ale coś kazało mu uciekać. Słyszał tylko część z tego co mówiła: zapamiętał tylko słowa:
-Ja...zabiję...nie
Malia odwróciła się . Jej oczy dziwnie błyszczały. Derek jęknął.
-Malia !
Przebudził się. W ludzkiej postaci. Był ranek.
Słońce grzało mocno. Derek wstał. I zdał sobie sprawę, że jest samotny. Gdy wrócił do domu nikogo nie było, zero oznak życia.
Derek wszedł do kremowego salonu z odrapanymi ścianami,zepsutym telewizorem,szafą i stolikiem.Zmierzając w stronę kanapy,zobaczył list.Podniósł go i zaczął czytać:
Drogi Dereku!
Postanowiliśmy odejść. W lodówce masz trochę mięsa. Derek cierpimy , bo nie poszedłeś z nami.Nasza watacha zawsze będzie dla Ciebie otwarta. Pamiętaj. Nie zbliżaj się do wampirów. Wyssają z Ciebie krew.
Masz dołączony od Hannah list.
                                                Trzymaj się Derek. 
                                                 Darlley.
Derek sięgnął po drugi list. Otworzył go.
Nie było wstępu.

Kocham Cię Derek. Zabolało mnie to co powiedziałeś. Kocham Cię. Jesteś dla mnie najważniejszy. Myślę o tobie w dzień i w noc.
Tęsknię.
                                                                                                                                     Hannah.
Derek powoli usiadł na kanapie. Westchnął ciężko.
-Cholera jasna...
-Nie załamuj się.
Odwrócił się do drzwi. Stała w nich Malia. Poderwał się podbiegł do niej i...
Mnóstwo pocałunków namiętność...
Nie musieli nic mówić. Rozumieli się bez słów. Kochali się. Miłość od pierwszego spojrzenia.
-He...j...hej-Derek odsunął się.
Malia odwróciła wzrok.
-Przepraszam-szepnęła-ja... no wiesz.
Przerwał jej pocałunkiem. Leżeli wygodnie na kanapie. Okryci kocem. W końcu Derek zapadł w głęboki sen. Malia przyglądała mu się.
-"Jeśli kogoś kochasz jeśli wiesz, czym jest miłość."-zacytował nagle.
Otworzył oczy. Spojrzał na Malię. Przyglądała mu się. Zachodzące słońce oświetlało delikatnie jego twarz.
-Kocham cię-szepnął.
-Ja ciebie też.-odszepneła.
Nagle jej oczy błysnęły. Wbiła się kłami w gardło Dereka.
-Krew jest słodka...-wymruczała                                

środa, 9 kwietnia 2014

Rodział drugi: Krew jest słodka

Krew jest słodka

Ciemnowłosy chłopak wyszedł z baru.
- James , szybciej ! - krzyknęła Malia z samochodu.
- No już, uspokój się! - James miał przytuloną do się wysoką blondynkę ubrana była na czarno oczy miała zielone.
- James, budzi się ! - krzyknęła Malia.
Malia to jasnowłosa brunetka ma szesnaście lat w wieku pięciu lat straciła rodziców.
James wziął blondynkę i w sekundzie znalazł się przy aucie , położył dziewczynę obok swojego brata Bradleya.
- Pij bracie  - powiedział James przykładając  głowę dziewczyny do jego ust.
Po chwili wsiadł do aua i odjechał w stronę lasu.

Derek wyostrzył wszystkie zmysły. Las był ich domem . Nikt , tym bardziej wampiry nie miały prawa być w tym lesie . Kroczyli cicho wśród drzew oddaleni zaledwie parę kroków od polnej drogi.
- Derek - cichy głos Hannah - Słyszysz ?
Wsłuchał się
- To warkot silnika - szepnął.
Po chwili wilkołaki zobaczyły czarny samochód z otwartym dachem .
Poczuli smród wampirów.
- Cholera ! To oni ! - syknął Darlley.

James zaparkował auto obok dębu.
Malia wyszła z auta. Jej długie jasne włosy powiewały na wietrze .
- No i gdzie my jesteśmy ? - Malia denerwowała się .
- W domu.
- W lesie ?! - Malia była , coraz bardziej rozzłoszczona .
-Tak w lesie , prawie . Niedaleko powinien był tak jakby pałac naszej matki .-Bradley stał oparty o auto rozglądając się .
Malia skoczyła w ramiona brata.
- Żyjesz ... ty ...ty żyjesz !
- Jak widać - powiedział James .
Bradley odwzajemnił uścisk .

Wszystko obserwowały wilkołaki. Derek uporczywie wpatrywał się w tą dziewczynę. Oczarowała go.
Ale czuł jednocześnie odrazę do potworów pijących krew.
Hannah szturchnęła go. Miało to oznaczać  ''Nie gap się tylko działaj ".
-Słyszałeś ? - Malia spytała się Jamesa z przerażeniem .
- Tak i wygląda na to, że mamy gości. - James rozglądał się.
Malia zobaczyła włosy za drzewem.
- James... - warknęła Malia. - Ale czy nie są to...
- Wilkołaki? - zapytał Bradley. - Owszem. czuję ich smród.

Derek spiął się. Hannah była wściekła. Cała trójka wychyliła się za drzew i stanęła naprzeciw wampirów.
Wpatrywali się w siebie wrogo.
- Co tu robicie? - warknął Durlley - To nasze terytorium!
James uśmiechnął się ironicznie.
- Odzyskujemy nasz dom. - James splótł ręce za plecami.
- Ciekawe. - parsknął Durlley i zacisnął dłonie w pięści. - Wilkołaki mieszkają tu od przeszło czterystu lat tu mieszkają. Nie macie prawa tu powrócić.
Malia przyjrzała się Derekowi. Odniosła wrażenie, że on wcale nie chciał aby Durlley protestował.
- Cóż mylisz się! - krzyknął James - Mamy po kilka tysięcy lat, moja rodzina tu mieszka a my mamy zamiar odzyskać nasz stary dom!
- Trochę za późno! - wtrąciła się Hannah.
Derek zirytował się.
- Wystarczy. - przerwał im. - Niech każdy idzie w swoją stronę.
Hannah zmrużyła oczy.
- Durlley co ty o tym sądzisz?
Oczy Alfy błysnęły groźnie co nie wróżyło niczego dobrego.
Pogładził podbródek.
- Naradzimy się nad tym. Dziś o północy spotkamy się w tym samym miejscu.
Wilkołaki i wampiry rozeszły się.

- I co robimy?
James chodził zdenerwowany po pokoju.
- Czekamy. Bradley wszedł do pokoju. - Gdzie Malia?
Dopiero teraz zauważyli, że jej nie ma.
James wzruszył ramionami nalewając do szklanek whisky.

Derek stał na drodze. Nikt tu nie jeździł, ponieważ na wsi były tylko dwa domy w dodatku opuszczone. Czuł zapach tej dziewczyny.
- Jak masz na imię? - zapytał spokojnie - Wiem, że tu jesteś. Nie kryj się, proszę.
- Nie kryję się.
- W takim razie gdzie jesteś? - Derek rozglądał się.
- Tu. - Derek spojrzał w górę.
Dziewczyna wpatrywała się w jego czarne oczy. Miała skrzyżowane ręce na piersiach. Stała na gałęzi oparta o korę.
- A jak masz na imię - dopytywał się Derek.
- Malia. A ty jesteś Derek.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem.
- Wy i wasze umiejętności. - powiedział. - Nie czytaj mi w myślach.
- jesteś mną za fascynowany.
- Nie...
- Tak! - powiedziała z mocą. - Jesteś. A ta Hannah jest zazdrosna bo, widzi jak się na mnie gapisz.
Derek obojętnie zerknął na Malię.
- Jeśli nawet to co?
- Nic.
- No właśnie. - westchnął bezgłośnie Derek.
Zamilkli oboje. A później Malia powiedziała:
- Nie chcę zwady między naszymi rasami.
- Ja też nie. Za dużo księżyców przeżyłem spokojnych.
- jak to spokojnych? Myślałam, ze zawsze musicie walczyć z przemianą.
- Ja... no wiesz. To nie jest takie proste. - Derek spojrzał na wiewiórkę biegającą po drzewach. - Ja już pójdę.
Derek odwrócił się na pięcie.
- Zaczekaj! - Malia zeskoczyła z drzewa stając teraz oko w oko, bardzo blisko.
- Masz rację. - Malia zniknęła. - Wszystko będzie okej! - dodała na odchodnym.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział pierwszy: Na pozór spokojne

Na pozór spokojne

Derek wiedział, że to miasto, Melbourne było tylko spokojne z zewnątrz. Od lat mieszkał tu, wśród wilkołaków. Od urodzenia przeżył szesnaście pełni. Miał szesnaście lat. 
Stał na balkonie małego wiejskiego domku. Tuż obok prowadziła polna droga przez duży las za którym było miasto. Tu mieszkała jego rodzina. Jego wataha. Był sierotą. Jego rodzice zginęli w wypadku. 
Wiatr zwiewał z czoła jego czarne włosy. Słyszał jak ktoś wchodzi po schodach do salonu.
- Derek.- poczuł dłonie Hannah na ramieniu. - Co tu tak długo stoisz?
Hannah była piękną blondynką. Była dość wysoka.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. - odparł.
- No to uważaj bracie bo ci zaraz uszy oklapną. Mam dla ciebie wiadomość.
- Jaką?
- Wampiry przybywają do miasta.
Przyjął to z nadzwyczajnym spokojem. 
- Ach tak. Nie wiem czy żartujesz czy mówisz na poważnie.
- Och no. - warknęła - Mamy 24 listopada świeci słońce a niebo jest bezchmurne. Żartuję? 
Hannah odznaczała się humorem. On wiedział, że ona się w nim kocha a ona nie wiedziała, że on wiedział.
- Nie żartujesz.
- Więc wampiry są w mieście.
- A my jesteśmy na wsi. Nic nam nie grozi.
- Grozi!
- Co?
- Nie udawaj głupka! Darlley zarządził zwiady. On, ty i ja idziemy na zwiady do tego przeklętego miasta.
- Świetnie. 


Pierwszy rozdział dodany. Na drugi zapraszam wkrótce. Olusia